Hello :)

Nazywam się Małgosia Żukowska.
Uczę coachów prosperować.

Hello :)

Nazywam się Małgosia Żukowska.
Uczę coachów prosperować.

Na pewno nie znalazłam się tu przez przypadek. Przeszłam długą drogę jako i coach, i jako właścicielka biznesu coachingowego. I, oh boy, było sporo zakrętów i dołków!

Poniżej znajdziesz moją osobistą historię. Opowiadam ją dlatego, że to być może też Twoja historia. Może ujrzysz się w niej jak w lustrze.

To historia poszukiwań samej siebie, swojej misji, swojego powołania, swoich darów i możliwości życia z nich. Robienia tego, co się kocha, pomagania innym w najbardziej pasujący do mnie sposób i utrzymywania się z tego.

Teraz stoję tu przed Tobą, też nie przez przypadek.  Poznajmy się. Zobaczmy się.

Jak to było u mnie…

Wezwanie do Podróży…

Pamiętam wyraźnie taki moment. Siedzę w biurze agencji reklamowej w Chicago, dla której pracowałam jako dyrektorka medialna. Jest lato, cudowna pogoda. Pracuję w klimatyzowanym pomieszczeniu, moje okna są niestety bardzo po amerykańsku nieotwieralne, więc nawet nie mogę wpuścić słońca do środka. Ciągnie mnie niesamowicie do tej pogody, do powietrza, do wyjścia z biura. Jest 14, w zasadzie nie mam już na dzisiaj nic wielkiego do zrobienia, jest letni „slowdown”.

Ale wyjść nie mogę. Mam pracować od 9 do co najmniej 17. Kropka. To nic, że jestem na dyrektorskim stanowisku. Pracuję dla korpo i muszę się dostosować.

Pamiętam poczucie bezsensu i niemocy. Kochałam swoją pracę, ale moja wolna, zawsze niezależna dusza cierpiała katusze.

Tego dnia wyraźnie usłyszałam swój wewnętrzny głos: „Musisz pracować dla siebie! Tylko wtedy będziesz naprawdę wolna. Tylko wtedy skończy się uczestniczenie w nonsensie”.

Zdaję sobie sprawę, że ludzie przechodzą gorsze rzeczy w życiu niż niemożność otworzenia okna w biurze lub wyjścia wcześniej z pracy. Ale każdy z nas ma swój własny „moment definiujący” i to właśnie był mój.

Kilka miesięcy później prowadziłam swoją malutką własną agencję reklamową. Szło mi całkiem nieźle. Zdobywałam własne kontrakty, zarabiałam pieniądze, mogłam się wyżyć kreatywnie. Mogłam otworzyć okno w gorący dzień, a nawet skończyć wcześniej pracę. Ale czułam, że czegoś bardzo mi brakuje.

Sensu.

Jakoś to, co robiłam, choć było ciekawe, już mnie nie wciągało. Nie rzucałam się w to bez pamięci, nie traciłam poczucia czasu, kiedy to robiłam. Było fajnie, ale nie fantastycznie.

CZYTAJ DALEJ

Wiem, kim jestem

Kilka miesięcy później…

Jestem w czwartym miesiącu ciąży, noszę bardzo wyczekiwanego pierwszego synka. Ciąża jest zagrożona i muszę kilka miesięcy leżeć plackiem. Nie mogę ganiać za klientami, jeździć na prezentacje, mam przymusowe oderwanie się od pracy. Moment cholernie ciężki, ale jakże, jak się później okazało, potrzebny. Gdyby nie on, nigdy bym się nie zatrzymała.

Z braku innych zajęć oglądam TV. „Przypadkowo” trafiam na świetny reality show „Starting Over” opowiadający o kobietach zmieniających drastycznie swoje życie i sięgających po swoje marzenia. Show prowadzą dwie cudowne kobiety – Rhonda Britten i Yyanla Vanzant (do dziś śledzę z przyjemnością ich poczynania). Przez kilka miesięcy obserwuję ich pracę z kobietami, ich strategie, podejście, i widzę ogromne zmiany następujące w życiu bohaterek. Dowiaduję się, że obie prowadzące są profesjonalnymi life coachami. Szybki research w internecie na temat coachingu i… poczułam, że odnalazłam swoją drogę. To tego szukałam w życiu! Przecież tym właśnie zawsze byłam – coachem! Miałam poczucie (nadal mi przyświeca), że Wszechświat wynalazł coaching, żeby dać mi coś fantastycznego do roboty.

 

Przechodzę przez próg

Podjęłam się 2-letniego szkolenia w eklektycznej szkole coachingowej (International Coach Academy), zdobyłam akredytację ICF na poziomie ACC, otworzyłam firmę i z radością rozpoczęłam działania biznesowe jako life coach.

W swoim życiu miałam już kilka biznesów (przed korpo zajmowałam się finansami, prowadziłam działalność brokerską, po korpo miałam swoją własną agencję reklamową), byłam przedsiębiorcza i gotowa na wszystko. Marketing był zawsze moją pasją. Kończąc szkołę coachingową byłam przekonana, że rozwinięcie biznesu i wypełnienie praktyki będzie prostym, miłym i łatwym wyzwaniem.

Pierwsi moi klienci byli „zwerbowani” wśród znajomych, potem zaczęli sporadycznie pojawiać się klienci z polecenia. Ale to było mocno za mało. Wiedziałam, że potrzebuję skutecznego marketingu, aby docierać do większej liczby zainteresowanych ludzi i zapełnić swoją praktykę.

 

Próby…

Przystąpiłam więc do działania.

  • Zbudowałam stronę internetową (sama! Nawet w tym celu opanowałam podstawowy HTML!).
  • Zaprojektowałam i wydrukowałam swoje wizytówki. Z pięknym logo…
  • Zamieściłam płatne ogłoszenia na Google i Yahoo.
  • Nadal rozgłaszałam wśród znajomych, czym się zajmuję.
  • Oferowałam darmowe sesje wstępne wszystkim, którzy chcieli spróbować coachingu.
  • Wydrukowałam też ulotki z ofertą darmowych sesji i porozwieszałam w (moim zdaniem) strategicznych miejscach.
  • Zoptymalizowałam swoją stronę internetową.
  • Nie zaniedbałam budowania swojej listy mailowej poprzez publikację artykułów online i pisanie bloga.
  • No i oczywiście udzielałam się na portalach społecznościowych.

I nic. Sporadyczny klient.

Pracowałam naprawdę wytrwale, zgłębiałam kolejne strategie marketingowe i wprowadzałam je w życie. Czerpałam nauki z wielu źródeł o marketingu dla coachów – źródeł niejednokrotnie zaprzeczających sobie nawzajem. Czasami czułam, że mam w głowie coraz większy mętlik. Zrobiłam wszystko, co wchodziło w zakres marketingu, jaki znałam. Ale nie widziałam wielkich rezultatów…

Liczba moich stałych klientów nigdy nie przekraczała magicznej liczby CZTERY… I to w porywach mojej działalności. Cztery to jednak za mało, by się utrzymać. Co będzie, kiedy jeden lub, nie daj Boże, dwóch zrezygnuje? Jak zapłacę rachunki?

Finansowo było mi bardzo ciężko.

Nierówne (i niewystarczające) przypływy pieniędzy, ciągłe braki w budżecie, rosnące długi i frustracja, strach. Co będzie, jak nie dam rady? Trafiłam na profesję swojego życia i mam zrezygnować? Co będę wówczas robić? Nawet myśleć mi się nie chciało o powrocie do reklamy. Budziłam się w nocy ze ściśniętym gardłem.

W pewnym momencie zatrzymałam się w trakcie zgłębiania kolejnego programu pod tytułem „JEDYNY SEKRET DO WSPANIAŁEGO BIZNESU COACHINGOWEGO” i zrobiłam swoisty bilans. Poczułam, jak bardzo jestem przygnieciona ogromem zdobytych informacji, poznanych „sekretów”, które miały ocalić mój biznes. Poczułam, że wszystko zawiodło, nie wiem, co robić dalej i jestem sparaliżowana.

Aby się z tego wydobyć zatrudniłam znaną w Chicago life coachkę (coachynię?:). Była bardzo droga i na pewno bardzo dobra w pomaganiu kobietom pracującym w korporacji, bo w tym się specjalizowała. Ale mnie nie umiała pomóc, nie wiedziała jak. Po kilku miesiącach musiałam zrezygnować, bo nie widziałam żadnych rezultatów. Doświadczenie to było obopólnie frustrujące. Dla niej, ponieważ jej klientka żadną miarą nie osiągnęła swoich celów, dla mnie – z tego samego powodu plus moja karta kredytowa była obciążone o następne kilka tysięcy dolarów.

Moja sytuacja finansowa, delikatnie mówiąc, nie była dobra. Miałam za małe dochody, martwiłam się, co będzie dalej. Wstyd mi nawet było przyznać się przed znajomymi, że mam niewielu klientów; ja – coach, który ma mieć receptę na sukces. Gdzie był mój sukces?

 

Pomoc nadchodzi

Pewnego dnia dostałam zaproszenie z ICF Chicago na prezentację na temat budowania biznesu coachingowego. Treść zaproszenia brzmiała sensownie – odnosiła się do wszystkich moich problemów i wyzwań – jak zbudować biznes coachingowy? Ale byłam sceptyczna – ileż to już razy przyswajałam „sekrety” różnego rodzaju…?

Prezenterem był Michael Charest. Sala wypakowana, jeszcze nigdy nie było takiej frekwencji. Temat przyciągnął tłumy. A więc ci wszyscy coachowie mieli problem z budowaniem biznesu? Byłam zaskoczona. Myślałam, że to tylko ja się z tym borykam.

Od pierwszych momentów poczułam, że ktoś w końcu mówi prawdę o tym, że nie jest wcale łatwo zbudować biznes coachingowy. Ponieważ walczyłam już o byt od prawie dwóch lat i wypróbowałam mnóstwo sposobów, wiedziałam, o czym mówi i rezonowało to z moimi doświadczeniami.

Co było najważniejszą rzeczą, którą wyniosłam?

To, że żadne „złote środki” i „sekrety” nie działają. Należy zająć się marketingiem systemowo i kompleksowo. Nie ma drogi na skróty.

Pasywny marketing jedynie zza ekranu komputera nie zadziała. Należy aktywnie wyjść do swoich potencjalnych klientów, na przykład poprzez wystąpienia publiczne i warsztaty.

To wszystko wcale nie jest takie proste, ale jeżeli nauczysz się tego i zrobisz to dobrze, to wyjdzie. Nie ma innej opcji.

Nikt mi tu nie obiecywał szybkich rezultatów opartych na magicznej formule. Poczułam, że jeżeli TO nie zadziała, to nic nie zadziała. Dałam sobie ostatnią szansę i zainwestowałam moje ostatnie pieniądze w program oferowany przez tą firmę.

Ciężko i sumiennie pracowałam nad swoją ostatnią szansą. Robiłam wszystko, czego ode mnie wymagał program. Pokonałam własne lęki i nabrałam odwagi. Zaplanowałam strategicznie swoje działania marketingowe i wykonywałam je. Uczyłam się na własnych błędach, czerpałam z mądrości mojego coacha w programie i ze wsparcia innych uczestników. Oto, co zrobiłam w wielkim skrócie:

Uwierzyłam w siebie od nowa. Uwierzyłam, że zasługuję na to, by robić to, co kocham i w czym jestem dobra oraz zarabiać na tym pieniądze. Utrzymywać z tego moje dzieci.

Określiłam się jako coach, zdefiniowałam, z kim i nad czym chcę pracować. Wybrałam odpowiednią dla siebie specjalizację. Okazało się, że „life coach” to za szerokie określenie.

Opracowałam swoje własne przesłanie do świata, swój program coachingowy i odpowiednio go opakowałam oraz wyceniłam.

Wybrałam i opracowałam realistyczny system marketingowy oparty na aktywnym wychodzeniu do potencjalnych klientów, dawania im mnóstwo wartości i budowaniu prawdziwej relacji opartej na zaufaniu.

Nauczyłam się sprzedaży w biznesie coachingowym. Integralnej, uczciwej, nie wciskającej niczego nikomu. Skutecznej. Podjęłam systematyczne działania marketingowe i nie poddawałam się.

Mam

Mój wysiłek opłacił się. Ujrzałam rezultaty! Dobre rezultaty. Po 2-3 miesiącach miałam 6 płatnych klientów. Po roku zbudowałam solidną praktykę coachingową. Dla mnie pełna praktyka oznaczała 10 – 12 stałych klientów i tylu miałam. Co więcej, przestałam się obawiać, co będzie kiedy odejdą – wiedziałam, jak pozyskać następnych. System działał. Moja pewność siebie rosła.

W 2009 roku urzeczywistniłam dawno planowany powrót z rodziną do Polski po 25 latach pobytu w USA. Byłam pełna nadziei, ale również i obaw na temat tego, czy uda mi się powtórzyć swój sukces tutaj, na innym rynku.

Dostawałam od tutejszych coachów informacje o tym, jak trudny jest polski rynek, jak nieświadomi coachingu są potencjalni klienci. Pomyślałam, że to podobnie jak w Stanach i nie traciłam nadziei. Zastosowałam bardzo podobną taktykę marketingową jaką wypracowałam sobie w USA. Po niecałym roku w Polsce miałam pełną praktykę, 10-12 indywidualnych klientów indywidualnych plus rozszerzyłam swoją działalność o coaching grupowy – miałam 12 klientów w 2 grupach. Czułam, że stoję na nogach. Zarabiałam dobre pieniądze. Wiedziałam, że już nie muszę się o nic martwić. To wspaniałe uczucie.

Dzisiaj cieszę się pełną praktyką grupową (prawie nie zajmuję się już coachingiem indywidualnym), prowadzę seminaria, webinaria, warsztaty. Sprzedaję ebooki, kursy online. Rozszerzam swoją działalność o produkty z tzw. wydłużoną dźwignią handlową i produkty pasywnego dochodu. Pomogłam już wielu, wielu ludziom, a to dla mnie bardzo ważne. Pracuję maksymalnie do 16:00, po południu mam czas dla dzieci. Biorę 2-miesięczne wakacje w lipcu i sierpniu. Moja firma kwitnie. Ja też. Codziennie doceniam wolność, niezależność, kreatywność mojego biznesu. I mogę otworzyć okno:)

Pomagam

Od momentu powrotu do Polski obserwowałam walkę i frustrację polskich coachów. Rzeczywiście jest tu trochę inaczej.

Zasadnicze różnice polegają na tym, że amerykańscy coachowie bardziej traktują coaching jako biznes, który oprócz satysfakcji spełnianej misji życiowej ma przynosić dochody i, jako taki, potrzebuje marketingu i sprzedaży. W Polsce nadal funkcjonuje niesłużące nam przekonanie, że wystarczy być dobrym coachem, aby odnieść sukces. Marketing i sprzedaż są przez polskich coachów postrzegane raczej negatywnie.

Druga zasadnicza różnica polega na tym, że w Ameryce większość coachów zajmuje się coachingiem personalnym, czyli life coachingiem, a zdecydowanie mniejszy procent para się coachingiem korporacyjnym. W Polsce jest dokładnie odwrotnie. Coachowie boją się life coachingu, ponieważ sądzą, że trudniej im będzie zarobić pieniądze jako coachowie personalni i przez to wielu z nich lgnie do korporacji pomimo, że nie jest to ich „pierwsza miłość”.

Wiem, na czym polegają problemy coachów, ponieważ kiedyś miałam te same.

Nie chciałam przejść obojętnie obok tych potrzeb. Głęboko wierzę w coaching i w jego możliwość transformacji indywidualnych ludzi i organizacji. Ale jeżeli coachowie nie są w stanie efektywnie dotrzeć do swoich klientów, to im po prostu nie pomogą.

Dlatego obok life coachingu i mojego programu Życie na Moich Warunkach, postanowiłam stworzyć kompleksowy, rzetelny program dla coachów oparty na zdobytej przeze mnie wiedzy i moim własnym doświadczeniu. Program, który nie obiecuje szybkich „cudownych” rozwiązań, ale przekazuje całościową wiedzę biznesową wspartą coachingiem i oczekiwaniem od uczestników działania. Ten program to PROSPERUJ JAKO COACH!. Działa już od 2011 i od tego czasu umożliwił wielu coachom prosperowanie w swoim biznesie. Po roku dodałam do niego kurs WYSTARTUJ JAKO COACH!, skierowany do coachów, którzy potrzebują zdobyć pierwsze doświadczenie i osadzić się w swojej roli coacha. W 2021 napisałam książkę COACHING TO NIE HOBBY, która wyjaśnia coachom nie tylko rynek, biznes, marketing, ale przede wszystkim ich samych – coachów w roli właścicieli swoich praktyk.

Cieszę się, że robię to, co robię. Kocham swój biznes i uwielbiam swoich klientów.

 

Organizacje, z którymi współpracowałam

Współpracuję ze szkołami coachingu

Od 2017 roku wykładam przedmiot BUDOWANIE PROSPERUJĄCEGO BIZNESU COACHINGOWEGO na studiach podyplomowych Coaching i Mentoring na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej. Od 2020 roku wykładam również na Studiach Podyplomowych Coachingu na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu.