Znasz mnie raczej od strony “rób to i tamto w biznesie coachingowym, aby prosperować jako coach”, ale latem pokazuję trochę inny wizerunek. Wsiowy, kurnikowy, z nieogarniętą fryzurą. Wypoczynkowy i lajtowy. Zwalniam tempo, tygodniami NIC nie robię.
Tego nicnierobienia to ja się musiałam nauczyć. Wychowano mnie w duchu gonitwy, pośpiechu, wiecznego czymś ważnym zajęcia. “Istniejesz i jesteś ważna tylko wtedy, kiedy coś robisz, pracujesz, opiekujesz się” (wiadomo, że nie sobą, broń Boże).
Trochę mi to zajęło, ale z dumą stwierdzam, że teraz nieźle mi wychodzi:) A i mojemu biznesowi, i moim klientom wychodzi na korzyść. Bo cóż to za coach, kiedy jest zmęczony i zestresowany?